Pol’and’Rock 2021 w pandemii. Jak było po roku przerwy…

Pol’and’Rock 2021 w pandemii. Jak było po roku przerwy…

Cześć!

Stało się! Po roku przerwy, a w sumie dwóch latach czekania z powodu pandemii, odbył się Pol’and’Rock. Festiwal miał odmienną niż do tej pory formę, a także, po 16 latach wyprowadził się z Kostrzyna nad Odrą.

27 Pol’and’Rock Festiwal odbył się w dniach 27.07-31.07.2021. Ze względu na pandemię wywołaną przez COVID-19 tegoroczna edycja przybyła na Lotnisko Makowice-Płoty w województwie zachodniopomorskim, a cała impreza przybrała formę hybrydową. Ci, którzy nie załapali się na wejściówkę, mogli oglądać transmisję online. My jako weterani „Woodstocku” nie mogliśmy się tam nie zjawić. Już za bardzo tęskniliśmy za tym festiwalem. Teraz, będąc już dokładnie tydzień po wydarzeniu, chciałem na chłodno powiedzieć kilka słów na temat tegorocznej edycji.

WEJŚCIÓWKI I WJAZDÓWKI

Ze względu na pandemię i reżim sanitarny, tegoroczny „Woodstock”, pierwszy raz w historii był imprezą biletowaną a teren lotniska został szczelnie ogrodzony. Koszt wejściówki wynosił 49 zł, który pokrywał jedynie koszt testu na COVID-19, masek i środków dezynfekujących. Każda wejściówka była imienna i obowiązywała na konkretne dni. Maksymalnie bilet można było nabyć od wtorku od godz 11:00 (od tej godziny rozpoczęto też wpuszczać ludzi) do końca zabawy. W niedzielę 01.08 do godziny 12:00 należało opuścić teren lotniska. Dla zmotoryzowanych obowiązywały również wjazdówki. Nie zależnie od tego czy przyjechało się motocyklem, samochodem, kamperem czy busem dostosowanym do spania w nim albo terenówką z namiotem na dachu, trzeba było posiadać odpowiednią wjazdówkę dla swojego pojazdu. Wjazdówki były darmowe a ich ilość również była ograniczona, a dla konkretnego rodzaju pojazdu był przewidziany inny parking. Wejściówki i wjazdówki były sprzedawane w turach po kilka tysięcy sztuk.

Przybyliśmy do Czarnych już w poniedziałek ok. godz. 22:00. Okazało się, że na miejscu było już parę osób, które zdążyły rozkręcić całkiem niezłą posiadówkę przed wjazdem na teren lotniska. My przykleiliśmy się naszym busem do ściany pobliskiego domu, tak aby nie zastawiać drogi (chyba jedynej w tej wsi i to szutrowej). Wyszliśmy wypić powitalne piwo i przywitać się z już tam obecnymi. Zadaliśmy Pokojowemu Patrolowi kilka nurtujących nas pytań i poszliśmy do auta trochę się przespać. Mimo, że atmosfera najbliższych dni już się nam udzielała to jednak mieliśmy za sobą 800 km jazdy więc musieliśmy się zdrzemnąć. Parę godzin później obudziło nas pukanie w drzwi. Podniosłem się z łóżka i kiedy otworzyłem drzwi, zobaczyłem policjanta, który wraz z kolegami z pracy wyganiał stojące wzdłuż drogi samochody, budząc najpierw śpiących w nich festiwalowiczów. W świetle dnia okazało się, że wszyscy stoimy na zakazie zatrzymywania się i postoju po obu stronach drogi. Zebraliśmy się i pojechaliśmy do Płot odwiedzić biedronkę 🙂 Muszę powiedzieć, że nigdy nie widziałem tyle piwa w biedronce. Płoty dobrze przygotowały się na przyjęcie gości! Po całym mieście było widać rozwieszone drogowskazy wskazujące drogę na pole i banery oznajmiające, że lada moment rozpoczyna się Najpiękniejszy Festiwal Świata! Zrobiliśmy szybkie zakupy i pojechaliśmy z powrotem w stronę pola. Było parę minut przed 11:00 i kolejka aut oczekujących na wjazd była całkiem spora, ale tutaj pochwała dla organizatorów, wszystko poszło na prawdę sprawnie i nie staliśmy zbyt długo.

OGRANICZONA LICZBA UCZESTNIKÓW

Z wspomnianego już powodu liczba uczestników była ograniczona do 20.250 osób. Z czego 20.000 osób musiało posiadać komplet szczepień przeciw COVID-19, dowolną szczepionką zatwierdzoną przez EMA. Wymagane było również posiadanie certyfikatu potwierdzającego szczepienie, a od drugiej dawki musiało minąć minimum 14 dni. Pozostałe 250 miejsc przeznaczone było dla osób niezaszczepionych. Z obowiązku szczepienia zwolnione były dzieci. Po wejściu/wjeździe na teren festiwalu każdy z uczestników był najpierw testowany pomimo bycia zaszczepionym. W przypadku pozytywnego wyniku, test na takim delikwencie powtarzano. W przypadku drugiego pozytywnego testu, wykonywano próbę ostatniej szansy, czyli test PRC. Jeśli on potwierdził zakażenie, taka osoba nie została niestety wpuszczona na teren festiwalu. Następnie zgłaszano ją do sanepidu i odsyłano do domu. Z tego co wyczytałem były trzy takie przypadki. Nie chce sobie wyobrażać jak się te osoby czuły…

Na teren lotniska wjechaliśmy gładko, ale chwilę później, staliśmy już w kolejce do testów. Od auta do auta biegał Patrol prosząc o gaszenie silników (chodziło o ostudzenie silników przed wjazdem na trawę, ale wg. mnie nie wiele to dawało, a gaszenie i odpalania silnika). Jak już wspominałem, organizacja była na wysokim poziomie, więc po pół godziny mieliśmy już na nadgarstkach opaski uprawniające do wejścia na właściwe pole. Pokierowano nas na pole dla kamperów. Kiedy zaparkowaliśmy, obok nas ustawił się kamper który cały toczył się w kolejce przed nami. Okazało się, że jechało nim dwóch moich znajomych z czasów studenckich, którzy przywieźli namioty i rzeczy dla reszty tejże ekipy. Cóż za przypadkowy „Reunion” 🙂 Magia „Woodstocku” zaczęła już działać! Wypijamy więc powitalne piwo, a nawet trzy, witamy się z innymi sąsiadami i podejmujemy próbę rozbicia pawilonu przy samochodzie. Ostatecznie zajęło nam to dwa dni a i tak powstała zupełnie inna konstrukcja 😀

DUŻO PŁOTU W PŁOTACH

Tak. Płotów i ogrodzeń było aż nadto. Ogrodzone było wszystko. Cały teren lotniska, parkingi dla aut, pole dla kamperów no i pole namiotowe wraz ze sceną (strefa pod sceną miała jeszcze dodatkowe osobne ogrodzenie), strefą gastro i całą infrastrukturą festiwalu. Oczywiście ruch między parkingiem a polem nie był w żaden sposób ograniczony, ale za każdym razem trzeba było przechodzić przez bramki gdzie sprawdzano plecaki. Część ekipy z Niebieskiego Patrolu nie do końca czuła ducha tej imprezy i słyszałem od kilku osób o przypadkach sprawdzania nawet żelu pod prysznic, czy w butelce na pewno jest żel a nie własny alkohol, inny niż piwo. Następnego dnia wydano na szczęście polecenie, że można wnosić własne procenty byle tylko nie były w szklanej butelce. Czyli tak jak za starych dobrych czasów. My, jak i wielu innych „kamperowców” byliśmy skazani na kontrole za każdym razem jak chcieliśmy pójść na chwilę do auta. Uważam, że logistycznie pole dla kamperów było niestety potraktowane trochę po macoszemu. Niby do wejścia na pole mieliśmy blisko, ale trzeba było iść na około, do wyjścia z kempingu a potem wracać wzdłuż tą samą drogą tylko drugiej stronie płotu… Na szczęście na wniosek większości ludzi, następnego dnia otworzono jedno przęsło w ogrodzeniu i droga się znacznie skróciła (później i tak ludzie otworzyli sobie przejście sami, już bezpośrednio na pole omijając ciągłą kontrole 🙂 ). Druga sprawa, to brak nawet jednego „tojka” na całym polu dla kamperów i tutaj, mimo wielu próśb, niestety nic się nie zmieniło.

Wyruszamy na pole, podziwiając przy okazji wehikuły jakie przyjechały na festiwal. Było na co popatrzeć. Przeszliśmy przez bramki i pasem startowym podążamy bez pośpiechu w stronę sceny. Po bokach zaczynały powoli wyrastać pierwsze namioty, ale nie przybyła chyba nawet jeszcze jedna trzecia ludzi i pole świeciło jeszcze pustkami. Tego dnia postanowiliśmy załatwić wszystkie zakupy. Więc weszliśmy w posiadanie karnetów na prysznic, koszulek, kuponów na piwo i kubków, które zostawiliśmy sobie na pamiątkę. Powoli spacerując odwiedzaliśmy inne stoiska i namioty, które razem składały się w dobrze znany z Kostrzyna pasaż handlowy. Nowością była festiwalowa apteka!

SANITARIATY

Pod tym względem było chyba najlepiej w historii. Fakt liczba uczestników była kilkukrotnie niższa niż zazwyczaj, ale firma WC TRON została jednogłośnie okrzyknięta „bohaterem jakiego ten festiwal miał, ale na niego nie zasługiwał”. Na tegorocznej miejscówce nie było żadnej infrastruktury sanitarnej. Wszystko więc musiało zostać zbudowane od zera na te 5 dni. Do dyspozycji mieliśmy darmowe krany, ciepłe prysznice no i „tojki”, który były przez cały czas utrzymane w na prawdę przyzwoitym stanie. Nigdy nie natknąłem się nawet na brak papieru toaletowego! Poniżej możecie zobaczyć jak wyglądały toalety po dwóch dniach! Prysznice po każdym skorzystaniu były myte i dezynfekowane. Ekipa z WC TRON zapewniła nawet dwie czy trzy cysterny, które służyły jako darmowy pobór wody pitnej! Ukłony dla nich! Pamiętajcie! Nie każdy superbohater nosi pelerynę! 🙂

Muszę tutaj wspomnieć o znanej już z poprzednich edycji akcji „Zaraz Będzie Czysto”. Festiwal od samego początku do samego końca pozostał czysty i to mega czysty! Też mogło to wynikać z mniejszej liczby ludzi, przez co każdy był mniej anonimowy i łatwiejszy do zauważenia, więc bardziej się pilnował, ale mimo wszystko, ekipa sprzątająca po zakończeniu nie miała wiele pracy.

CZAS COŚ ZJEŚĆ

Czyli dobrze znana stałym bywalcom – strefa gastro. Dla mnie był to największy minus tej edycji „Woodstocku”. Ceny były wysokie (jak na „woodstockowe” standardy, do których przyzwyczaił nas Kostrzyn), a jakość posiłków nie powalała na kolana, a po za tym już po dwóch dniach, menu zaczęło się uszczuplać i część potraw była niedostępna już do końca imprezy. Na początku pokusiłem się na pierogi ruskie z cebulką i od razu się zawiodłem. 18 zł za 7 ledwie letnich pierogów posypanych totalnie zimną cebulką, smażoną, ale zimną… W dodatku podczas składania zamówienia byliśmy chyba jedyni przy stoisku (godzinny przedpołudniowe) a i tak pracująca tam dziewczyna wydawała się być gdzie indziej i dwa razy pytała się co podać, a przy każdym stoisku, można zamówić tylko jedno konkretne danie. Chcesz coś innego, trzeba przejść do innej kolejki. Po za tym do tej pory nie potrafię zrozumieć zwykłej „dworcowej” zapiekanki za 22 zł… Z tego powodu znacznie częściej gościliśmy w Lidlu niż w strefie gastro. Na szczęście kotlet schabowy z ziemniakami i surówką ratował nas w dzień a żurek w środku nocy. Te dwa dania zdecydowanie na plus.

ODJAZD!!!

Po dwóch dniach, nadszedł ten wyczekiwany moment. Tutaj bez zmian. Wydarzyło się to co wszyscy dobrze znamy. Na scenie pojawił się Jurek, wraz z lokalną orkiestrą, członkami Pokojowego Patrolu, gośćmi i oczywiście burmistrzem Płot, który wyszedł w stroju lotnika! Po przywitaniu przez Jurka pan Roman Polański wygłosił swoją formułę, orkiestra zaczęła grać i ze sceny popłynęło „Glory Glory Alleluja”, a nad nią można było w tym czasie podziwiać akrobacje lotnicze. W śród publiczności powiewały flagi a w górę poleciały różnokolorowe proszki Holi Powder. Kilka minut później na scenie pojawiła się pierwsza kapela – Tabu. Nie kryjemy się z tym, że uroniliśmy na rozpoczęciu łezkę. Po dwóch latach w końcu wróciliśmy na „Woodstock”. Tutaj nie będę się rozpisywał jak wygląda zabawa, bo kto był ten wie jak tam jest i wie, że nie da się tego opisać! Trzeba tam być. A tych którzy nie byli, serdecznie zapraszamy! Obiecujemy, że się nie zawiedziecie.

W tym roku była tylko jedna scena, tzw. Duża Scena, która w dodatku była gabarytowo większa niż jej odpowiednik z Kostrzyna, a przez kilkukrotnie mniejszą liczbę ludzi wydawała się jeszcze większa i nawet podczas koncertów, które były wyczekiwane przez większość ludzi, wydawało się pod nią trochę pusto… Niektórych artystów było mi nawet szkoda. Z pewnością liczyli na tłumy pod sceną, z których słynął ten festiwal, a niestety czasami grali, dla dosłownie garstki ludzi.

Oprócz dużej sceny, na polu znajdował się oczywiście namiot ASP, namioty prowadzące warsztaty, strefa Allegro, która wraz z diabelskim młynem już na stałe wpisała się w krajobraz festiwalu. Podobnie, jak strefa Lecha, Red Bulla no i Lidl. Wiele osób ubolewało z powodu nieobecności Kryszny.

Zostawmy rozważania o tym co w tym roku było, a czego zabrakło. Najważniejszego nie zabrakło! Czyli atmosfery oraz pozytywnie zakręconych i tolerancyjnych ludzi! Zwykło się mawiać, że festiwal to ludzie a nie miejsce i nie sposób się tym stwierdzeniem nie zgodzić. Spacerujesz i masz ochotę podejść do kogoś totalnie obcego i porozmawiać o czym tylko masz ochotę? Napić się razem piwa? Pójść coś zjeść? Nie ma problemu. Nikt nikogo nie oceniał ani nie wytykał. Ludzie troszczyli się o siebie nawzajem, uśmiechali się, byli otwarci i w 100% sobą. Chodzili przebrani lub ubrani tak jak na co dzień nie bardzo mogą, choćby ze względu na pracę. My sami często siadaliśmy sobie na środku pasa startowego i po kilku minutach ktoś podchodził, żeby się poznać i zamienić kilka słów czy po prostu z nami posiedzieć na pasie startowym i poobserwować co się dookoła dzieje. Kilka osób zaprosiło nas nawet do siebie, gdybyśmy byli kiedyś w pobliżu ich miejsca zamieszkania. Jak będziemy w pobliżu to damy znać 🙂

KILKA SŁÓW NA KONIEC

Podsumowując. Bawiliśmy się dobrze, temu zaprzeczać, nie będziemy i poczuliśmy tą festiwalową magię, za którą tak tęskniliśmy. Jednak biorąc pod uwagę całokształt, część z was się pewnie z nami nie zgodzi, ale nie jesteśmy w stanie potraktować tego jako kolnego pełnoprawnego „Woodstocku”. Wybaczcie, że nie używamy nazwy Pol’and’Rock, ale dla nas ten festiwal na zawsze pozostanie „Woodstockiem”. Trochę nam brakowało tych tłumów ludzi, lasu, Małej Sceny czy miliona rzeczy, które działy się ciągle dookoła. Też z pewnością nowe miejsce zrobiło swoje (znamy tylko Kostrzyn), a z tego co aktualnie wiadomo festiwal zagości w Płotach na dłużej. Mimo tego, że wykorzystano raptem połowę lotniska, jakoś nie jestem w stanie, oczami wyobraźni zmieścić tam pół miliona ludzi i kilku scen…

Mamy nadzieję, że w przyszłym roku, wszystko odbędzie się tak jak to miało miejsce do tej pory. Festiwal będzie dla wszystkich. Bez wejściówek, bez wjazdówek, bez setek metrów ogrodzenia i będzie się można rozbić w lesie i rozwiesić hamak 🙂 Ucieszyłbym się również gdyby powróciła Kryszna! Bo jak mawiał klasyk: „Na 'Woodstock’ się nie jeździ. Na 'Woodstock’ się wraca!

Do zobaczenia za rok!

ZARAZ BĘDZIE CIEMNO!!!

Dodaj komentarz