Nasz pierwszy Eurotrip #8 – Cap d’Ail – Plage Mala i ulewa roku

Nasz pierwszy Eurotrip #8 – Cap d’Ail – Plage Mala i ulewa roku

Cześć!

Zaraz po przekroczeniu francuskiej granicy skierowaliśmy się w stronę Monako. Miasta-państwa położonego nad Morzem Śródziemnym w obrębie Francuskiej Riwiery. Chcieliśmy na chwilę odwiedzić ten europejski raj podatkowy, który dobije cenami i poziomem życia każdego przeciętnego obywatela tego świata oraz z racji tego, że byliśmy wyspani, spędzić noc na francuskiej plaży. Może nie do białego rana, ale do późnych godzin nocnych.

Najpierw musieliśmy się jednak zatroszczyć o jakieś miejsce gdzie będziemy mogli zaparkować nasz domek i się w nim spokojnie przespać, nie przejmując się tym, że ktoś na wygoni albo będzie miał z tego powodu jakiś problem. Tutaj uznanie dla Karoliny. Wyszukała na mapie niewielki parking osiedlowy, otoczony z każdej strony domami jednorodzinnymi, co od razu zwiastowało, że będzie to miejsce raczej spokojne. Parking okazał się być w godzinach nocnych całkowicie darmowy. Lokalizacja również była świetna. Na plażę mieliśmy ok. 20 minut spacerem a i do samego Monako niewiele dłużej. Stwierdziliśmy, że nie ma się co nad tym zastanawiać i parkujemy właśnie tam. Z reguły im dłużej się nad czymś człowiek zastanawia i kombinuje, to najczęściej tylko to pogarsza – Prawa Murphy’ego zawsze aktualne 🙂

Docierając na parking zastaliśmy jedno jedyne miejsce, które było wolne. Jakby specjalnie na nas czekało. Spakowaliśmy ręczniki i ruszyliśmy w stronę plaży zahaczając po drodze o przydrożny sklepik, żeby kupić parę procentów, które miały umilić nam ten wieczór. Od razu powiem, że było drogo. Znaleźć w tej okolicy puszkę piwa za mniej niż 3 euro to już całkiem niezły wyczyn.

Droga jak i sama plaża robią naprawdę świetnie wrażenie. Głównie ze względu na swoje położenie wśród górskich zboczy Nadmorskich Alp, na których ciągną się rzędy domów. Różnica wysokości między plażą a parkingiem na którym zostawiliśmy auto wynosi ok. 300 m, także zejście na plaże opada bardzo szybko i wracając z powrotem można dostać lekkiej zadyszki. W końcu do pokonania jest około 1000 stopni.

Jednym z największych atutów tego miejsca jest bez wątpienia krystalicznie czysta lazurowa woda. Na samej plaży znajdują się również dwie restauracje o dosyć wysokim standardzie i bar. Nie polecamy jednak z nich korzystać. Ceny zniechęcają już w przedbiegach. Lepiej zabrać własny prowiant. Znajdziemy tu również, co ważne dla podróżników rzadko korzystających z hosteli czy kempingów, darmowy prysznic i toaletę utrzymane w przyzwoitym stanie 🙂

W wodzie zostało również wyznaczone kąpielisko, którego za dnia doglądają ratownicy. Jako jedyny mankament tego miejsca trzeba podać jego popularność. Jest to znana i lubiana plaża, więc w sezonie wakacyjnym trzeba się nastawić na rzesze turystów i miejscowych, którzy przychodzą tutaj w poszukiwaniu ochłody i opalenizny. W dodatku z plaży wzdłuż linii brzegowej wychodzi ścieżka poprowadzona pośród nadbrzeżnych skał, którą w ok. 30 minut dotrzemy do Monako, co też przyciąga sporo osób.

Miejsce to ma również podobno swój udział w historii, ponieważ w 1650 r. około 700 francuskich żołnierzy przeprowadziło stąd nieudany atak na Monako. Dlaczego napisałem podobno? Dlatego, że o ataku możemy się dowiedzieć chyba tylko od lokalnej społeczności. Nie udało mi się znaleźć żadnej wzmianki na ten temat w Internecie. Szkoda. Chętnie bym się dowiedział paru rzeczy na ten temat. Choćby tego jaki był powód tej ofensywy albo jak długo trwała walka.

Znaleźliśmy sobie na plaży przytulny kącik i delektując się winem zastanawialiśmy się czy mimo późnej już pory iść się jeszcze zamoczyć. Po namyśle stwierdziliśmy, że jednak nie chce nam się potem suszyć i przebierać. Zwłaszcza, że mieliśmy dzisiaj spać na parkingu więc mokre rzeczy musiałyby leżeć z nami w środku. Zamiast tego obserwowaliśmy bezkres morza aż zastał nas wieczór 🙂

Pierwotnie zamierzaliśmy tu zostać do późnych godzin nocnych, ale pogoda zdecydowała, że będzie inaczej. W ułamku sekundy zrobiło się bardzo wietrznie co zwiastowało nadejście deszczu. Chcąc nie chcąc zaczęliśmy się zbierać. Nie zdążyliśmy dojść nawet do wyjścia z plaży, kiedy się rozpadało. A w zasadzie to doszło do katastrofy pogodowej. Nie przypominam sobie, żebym kiedyś doświadczył takiej ulewy. Schroniliśmy się szybko pod daszkiem znajdującej się tu restauracji co na niewiele się zdało. Deszcz zacinał tak mocno, że i tak po około minucie byliśmy przemoczeni do majtek.

Moglibyśmy więc teraz nawet wrócić w deszczu do samochodu, ale strumień wody jaki płyną zboczem w stronę plaży i wylewał się ze schodów stanowczo nas do tego zniechęcił. Staliśmy kilka dobrych metrów od schodów prowadzących w górę do miasta a i tak byliśmy po kostki w wodzie! W pewnym momencie wydawało mi się, że przepłynął obok nas jakiś dziki i nieduży zwierzak porwany przez wodę, który nie był wstanie pokonać nurtu. Musieliśmy więc przeczekać aż to całe zamieszanie się uspokoi, bo nasz pies też by sobie raczej nie poradził. Jakby tego było mało to zaczęło jeszcze oczywiście grzmieć i błyskać. Najedliśmy się przez to trochę strachu, ale z drugiej strony było to na swój sposób naprawdę piękne.

Wszystko uspokoiło się po około godzinie. Kompletnie przemoczeni zaczęliśmy się wspinać po schodach, którymi spływały jeszcze spore ilości wody. Nie pozostało nam nic innego jak przebrać się w coś suchego i trochę się przespać. Obudziliśmy się jakieś 2, może 3 godziny później i ruszyliśmy w dalszą drogę. Ewidentnie nie mamy szczęścia do plażowania podczas tego wyjazdu. Za każdym razem z nad wody wyganiał nas deszcz, ale tym razem było to srogie przegięcie… 🙂

Może następnym razem będziemy mieli więcej szczęścia. Trzymajcie się ludziska. Od nas to na razie tyle.

Do zobaczenia na trasie!

Dodaj komentarz