Nasz pierwszy Eurotrip #6 – Jezioro Tenno

Nasz pierwszy Eurotrip #6 – Jezioro Tenno

Cześć!

Uciekając przed deszczem ze Słowenii, wylądowaliśmy w kraju wina, makaronu i pizzy czyli nigdzie indziej jak we Włoszech. W kraju, który odwiedziłem już wcześniej kilka razy. Kiedy tylko przekroczyliśmy granicę i dojechaliśmy do pierwszej miejscowości, zatrzymaliśmy się nad przepływającą wzdłuż drogi rzeką, żeby podziwiać otaczające nas górskie krajobrazy, obok których nie da się przejść obojętnie. Niestety dostrzegliśmy również skutki suszy jaka nawiedziła w tym roku ten Kraj. Stan wody w rzece, w porównaniu do wielkości koryta, nie napawał optymizmem. Szacując na oko, wody powinno być co najmniej 3 razy więcej.

We Włoszech planowaliśmy nie zostawać dłużej niż dwie noce. Wobec tego jechanie na południe kraju odpadało, a my musieliśmy jakoś zagospodarować sobie czas w jego północnej części. Znad Jeziora Bled na Słowenii wygoniła nas pogoda, więc postanowiliśmy spróbować szczęścia w Italii. W końcu trzeba się gdzieś chociaż raz wykąpać (w sensie popływać 🙂 ). Jednym z najbardziej znanych, a zarazem największym jeziorem we Włoszech jest niewątpliwie jezioro Garda położone w pobliżu Werony. My jednak postanowiliśmy pojechać kawałek dalej i zatrzymać się nad dużo mniej popularnym jeziorem Tenno.

Zanim co nie co powiem o tym akwenie, wspomnę krótko jeszcze o drodze jaką pokonaliśmy jadąc tutaj. Otóż przemierzając Włochy doświadczyliśmy jednocześnie najlepszego i najgorszego przejazdu w naszej podróży. Najlepszego ze względu na otoczenie. Nie sposób nie zawiesić oka na tym co znajduje się za szybą samochodu. Wszędzie piętrzące się dumnie szczyty, roślinność racząca nas bardzo żywą i soczystą zielenią, mnóstwo długich tuneli ginących w górskich masywach (przez które uwielbiam jeździć) i wiadukty drogowe usytuowane na jakichś absurdalnych wysokościach. Sama droga biegnąca w okół jeziora Garda również potrafiła zauroczyć. Została zbudowana praktycznie równolegle do linii brzegowej, obfituje w mnóstwo przejazdów przez wydrążone skały i zatoczek, w których można się zatrzymać i podziwiać okolicę. Kilka wersów wyżej mówiłem, że był to również nasz najgorszy przejazd. Dlaczego? Ze względu na sposób jazdy włoskich kierowców. We Włoszech na prawdę trzeba patrzeć na to co inni robią na drodze. Oni po prostu jadą. W dodatku na pewniaka! Znaki drogowe traktują raczej jako sugestię, z przełącznika kierunkowskazów od lat zwisa już pajęczyna a kumulacji tego wszystkiego doświadczymy w miastach. Jak już wspomniałem droga była piękna, ale i stresująca.

Ponarzekaliśmy na ruch drogowy, więc wróćmy do jeziora. Wybraliśmy jezioro Tenno zamiast jeziora Garda ponieważ jest całkowitym przeciwieństwem tego drugiego. Jest mniejsze, w porównaniu z Gardą przypomina raczej kałużę i dużo mniej popularne. W następstwie czego nie napotkamy tutaj nieprzebranej masy ludzi i nie odczujemy wszechobecnej komercji. Jedynie przy zejściu nad jezioro napotkamy niewielki bar, w którym możemy kupić jakąś ciepłą przekąskę i coś do picia.

Samo jezioro położone jest dosyć wysoko – ok. 550 m. n. p. m., otoczone górami i stanowi punkt centralny doliny, w której się znajduje. Sam akwen nie jest szczególnie duży. Jego powierzchnia to raptem 0,25 km2. Nie byłoby w tym nic dziwnego gdyby nie fakt, że przy tak małej powierzchni, głębokość osiąga prawie 50 m! Jednak suche liczby nie znaczą nic w porównaniu z wodą. Jej wyjątkowość wynika z głębokiego turkusowego koloru. Na dnie jeziora znajdują się białe wapienie alpejskie, które odbijają promienie słońca, co w połączeniu z nieskazitelną czystością wody przekłada się na wspomniany już turkusowy kolor – chociaż dla mnie bardziej szmaragdowy. Sam kolor może się trochę zmieniać w zależności od pory dnia, ale i tak zawsze będzie robił wrażenie.

Ciekawym elementem jeziora jest cypel, który przy odpowiednio wysokim poziomie wody przeistacza się w wyspę, na którą da się tylko dopłynąć. Rośnie na niej również kilka drzew więc w upalne dni bez problemu znajdziemy trochę cienia, a nawet będziemy w stanie rozwiesić hamak. Co ciekawe różnica w poziomie wody między obecnością wyspy a cypla jest na prawdę spora.

Jeśli chodzi o główne przeznaczenie Tanno to oczywiście można się w nim kąpać, ale należy uważać ponieważ dno jest usłane bardzo dużymi kamienia. Dlatego zalecamy wchodzenie do wody w butach do pływania, albo przynajmniej w jakichś klapkach czy sandałach. My byliśmy gdzieś na przełomie sierpnia i września, dość późnym popołudniem i temperatura wody była jeszcze znośna.

Nie znajdziemy tutaj konkretnie wyznaczonej plaży czy kąpieliska i tak na prawdę do wody można wejść w dowolnym miejscu. Natomiast kiedy dopiero szliśmy nad wodę, minęliśmy dwóch ratowników wodnych obładowanych sprzętem więc z pewnością nad jeziorem są wyznaczone strefy, w których podczas kąpieli ktoś nad nami czuwa.

Jak ktoś nie jest fanem kąpieli, można się również przespacerować. Dookoła jeziora biegnie dobrze utrzymana ścieżka. Okrążenie jeziora nie powinno zająć wam więcej niż godzinę, więc warto się przejść choćby tylko po to by zobaczyć jezioro z każdej strony.

Ze względu na położenie dojazd tutaj może być dosyć kłopotliwy. Zwłaszcza dla większych pojazdów. Prowadzi tutaj górska i dosyć kręta droga, która w kilku miejscach jest na tyle wąska, że można mieć problem aby minąć się z pełnowymiarowym motocyklem jadącym z na przeciwka, o samochodzie nie wspominając. Na szczęście odbyło się bez tego typu przygód i na parking położony powyżej jeziora dotarliśmy bez najmniejszych problemów.

Mając już za sobą taplanie się w wodzie, postanowiliśmy udać się coś zjeść do pobliskiej restauracji mieszczącej się w budynku jednego z okolicznych hoteli. Okazało się, że mieliśmy świetne wyczucie czasu, bo gdy tylko zbliżyliśmy się do wejścia, lunął konkretny deszcz. Zatem czym prędzej udaliśmy się do środka i zajęliśmy miejsca przy stoliku. Nasze zamówienie nie było niczym oryginalnym 🙂 Karolinie od kilu dni siedziała w głowie włoska pizza, a ja się skusiłem na carbonarę. Tak, wiem, że carbonara nie jest szczytem sztuki kulinarnej, ale od zawsze, z pośród makaronów, smakowała mi najbardziej. O ile pizza była na prawdę dobra i spełniła nasze oczekiwania, o tyle makaron był jednym wielkim nieporozumieniem. Jedyny smak jaki czułem to była sól! Dosłownie. Wyobraźcie sobie, że zrobiliście właśnie porcję makaronu i dosypujecie do niego co najmniej 3 duże łyżki soli. Nie pomagało popijanie ani przegryzanie pieczywem. Nie byłem w stanie zjeść nawet połowy.

Po tej połowicznie udanej kolacji udaliśmy się z powrotem na parking gdzie czekał nasz wierny busik. Deszcz w między czasie ustąpił, więc dotarliśmy do niego suchutcy. Idąc tutaj zastanawialiśmy się nad jakimś miejscem na dzisiejszą noc. Bardzo często pierwsza myśl okazuje się najlepszym i najprostszym rozwiązaniem. Dlatego postanowiliśmy nigdzie się nie ruszać i spać tutaj. W pobliżu znajdowały się tylko pojedyncze domki a miejsce o tej porze wydawało się ciche i spokojne. Dodatkowo otoczone górami 🙂

Jedynym minusem było to, że parking był płatny właśnie w godzinach nocnych – od 23:00 do 4:00, ale są to naprawdę groszowe sprawy, jeśli wykupi się od razu całe 5 godzin. Wrzuciliśmy więc kilka monet do parkometru, wsunęliśmy bilet parkingowy za przednią szybę i ułożyliśmy się do snu. Jutro ruszamy dalej w stronę Francji, ale ze względu na dystans jaki mamy do przejechania prawdopodobnie spędzimy jeszcze jedną noc w Italii.

Od nas to na razie tyle. Trzymajcie się ludziska!

Do zobaczenia na trasie!

Ten post ma 2 komentarzy

  1. Robert

    Tenno to chyba nasze ulubione jezioro. Zawsze jak jesteśmy z żoną we Włoszech w okolicy, to staramy się tam wpaść chodźby na chwilę.

    1. NemoEstCasuBonus

      My je odkryliśmy dopiero teraz, ale faktycznie ma urok i zostaje w głowie myśli, żeby zjawić się tutaj ponownie. Pozdrawiamy!

Dodaj komentarz