Nasz pierwszy Eurotrip #3 – Noc w chorwackiej winnicy

Nasz pierwszy Eurotrip #3 – Noc w chorwackiej winnicy

Cześć!

Po około godzinie jazdy od momentu opuszczenia kempingu na Węgrzech dotarliśmy do chorwackiej granicy. Tu mała ciekawostka. Pomimo tego, że Chorwacja od 1 lipca 2013 roku należy oficjalnie do Unii Europejskiej na wjeździe i wyjeździe obowiązuje kontrola graniczna. Ma się to zmienić od 1 stycznia 2023 kiedy to Chorwacja wejdzie do strefy Schengen. Nasza kontrola ograniczyła się jedynie do zerknięcia w paszporty, sprawdzenia co mamy na pace i pogłaskania psa. Wszystko potrwało może 3 minuty i pozwolono nam jechać. Zrobiłem jeszcze tylko selfie przy znaku granicznym i ruszyliśmy w głąb kraju.

Nasze zapasy w lodówce znacząco się skurczyły przez ostatnie dwa dni, więc musieliśmy zrobić jakieś zakupy. Kierując się w stronę Zagrzebia zaczęliśmy rozglądać się za kantorem. Póki co jedynym krajem na naszej trasie w jakim obowiązywało euro była Słowacja. Co prawda mógłbym zapłacić bez problemu kartą, ale lubię zabierać na pamiątkę pojedyncze banknoty z krajów, które odwiedziłem. W związku z tym, że Chorwacja ma nie długo wejść do strefy euro a do tego czasu raczej nie pojawimy się tutaj ponownie, jakiś kantor znaleźć musieliśmy. W miejscu, które jest bardzo popularnym kierunkiem urlopowym w śród wielu mieszkańców Europy nie okazało się to trudne. Kiedy chorwackie kuny tkwiły już w naszych portfelach weszliśmy do pobliskiego marketu w celu uzupełnienia zapasów.

Wychodząc ze sklepu wpadliśmy na nietypowy dla nas pomysł. Jadąc przez Chorwację nie da się nie zauważyć licznych plantacji winogron. Postanowiliśmy zatem, że zaopatrzymy się jakieś bałkańskie wino. Z tym, że chcieliśmy je zdobyć (kupić) bezpośrednio o właściciela jakiejś winnicy.

Jadąc dalej w kierunku zachodniego wybrzeża minęliśmy Zagrzeb. Podobnie jak w przypadku Bratysławy zastanawialiśmy się czy tam wjechać i pozwiedzać stolicę, ale tak samo jak w przypadku stolicy Słowacji nie mieliśmy ochoty przebywać w mieście. Zwłaszcza dużym. Dlatego skupiliśmy się teraz na misji „Wino”. Zostawiając stolicę Chorwacji za sobą, zatrzymaliśmy się na krótką przerwę na małym parkingu z wiatą, który napotkaliśmy przy drodze. Korzystając z chwili postoju z pomocą wujka Google zacząłem przyczesywać okolicę w poszukiwaniu upragnionej winnicy. Na mapie dostrzegłem jedną, która znajdowała się nie daleko nas. Konkretnie w niewielkiej wiosce Pavlovčani oddalonej ok. 35 km na zachód od Zagrzebia. Niewiele myśląc udaliśmy się w jej kierunku.

Do samej winnicy dotarliśmy bez problemów, chociaż sama droga wymagała skupienia. Cała miejscowość znajdowała się na rozległym zboczu, a drogi na wielu odcinkach były tak wąskie i kręte, że mijając się z autem jadącym z naprzeciwka trzeba zjechać na pobocze, zatrzymać się i poczekać aż pojazd nas minie, albo liczyć podobny gest napotkanego akurat kierowcy. Tutaj akurat byliśmy miło zaskoczeni, gdyż większość kierowców jadących z przeciwnej strony przepuszczała nas kiedy jechaliśmy pod górkę. Jak się okazało, po dotarciu na miejsce, winnica była najwyższym punktem w całej wsi.

Zaparkowaliśmy przy małej drewnianej chatce, która stała bezpośrednio przy wjeździe na teren winnicy i jakby witała wszystkich przybywających. Niestety nikogo w niej nie zastaliśmy. W pobliżu kręciło się dwóch pracowników, prawdopodobnie jakiejś firmy ogrodniczej bo wykaszali trawę na poboczu. Zapytaliśmy ich czy może znają albo wiedzą gdzie można spotkać właściciela. Okazało, że jego dom znajduje się w pobliskim lesie, kilkaset metrów od chatki. W las prowadziła szutrówka, którą faktycznie dotarliśmy do jakiejś polany, na skraju której stał dom. Nikogo jednak nie zastaliśmy. Wróciliśmy z powrotem pod chatkę i postanowiliśmy trochę poczekać.

Poniżej wspomnianej już drewnianej chatki znajdowała się całkiem spora polana, na której stał kamper na brytyjskich tablicach a dalej rozciągał się całkiem przyjemny widok na przebiegające niedaleko pasmo górskie. Naprzeciw łąki rozciągały się bezkresne połacie dojrzewających winogron. Tych małych czarnych winogron, które uwielbiam! Jest to w sumie jedyna odmiana winogron, którą lubię. Inne jakoś specjalnie mi nie podchodzą, a w szczególności te duże (już niezależnie od koloru), które najczęściej kupuje się w marketach i są wielkości połowy kciuka.

Po około godzinie czekania zastanawialiśmy się warto czekać dalej. Jednak w tym momencie pojawili się właściciele stojącego na łące kampera. Byli to Anglicy pochodzący z Liverpoolu mieszkający na co dzień w Szkocji, którzy w podróży byli już 12 tydzień. Dowiedzieliśmy się od nich, że wino jak najbardziej kupimy a nawet możemy tutaj spokojnie przenocować. Zaskoczyło nas to bardzo pozytywnie i od razu zdecydowaliśmy, że skoro jest taka możliwość to z niej skorzystamy. Zbliżało się już późne popołudnie a na Chorwacji planowaliśmy nocować tylko i wyłącznie na dziko, mimo iż ten kraj nie jest przyjazny tego typu praktykom. Więc skoro miejsce, w którym nikt nas nie będzie niepokoił, samo zaprasza na nocleg, to czemu nie skorzystać.

Podczas gdy my gaworzyliśmy z nowo poznanymi Anglikami zjawił się właściciel tego całego przybytku. Okazał się miłym jegomościem w średnim wieku, który z uśmiechem na ustach za całe 5 euro sprzedał nam upragnione wino własnej produkcji (profesjonalnie zabutelkowane i opatrzone banderolą), pozwolił zostać na jego terenie na noc i do tego dorzucił całą skrzynkę winogron. Było tego z 5 kg…, będziemy to chyba cały tydzień jedli… 🙂

Wieczorem okazało się, że to miejsce jest całkiem znane wśród podróżników przejeżdżających przez Chorwację. Do wieczora pojawiły się jeszcze 2 busy i 3 kampery na zagranicznych tablicach. Każdy kupował sobie prawo do noclegu zakupem butelki wina u gospodarza. Ciekawy sposób na zyskanie popularności. Również sam właściciel siedział do późnych godzin nocnych w swojej drewianej chatce oczekując kolejnych gości.

Jakbyście byli tranzytem w Chorwacji i chcieli się przespać w aucie to miejscówka nazywa się Ciban Family Farm w miejscowości Pavlovčani. Ważna sprawa! Proszę właścicielowi nie psuć opinii o Polakach! Ma o nas nad wyraz dobre zdanie!

Następnego dnia o wschodzie słońca opuściliśmy Pavlovčani i ruszyliśmy dalej na zachód. Ze względu na Karoline zaproponowałem, że może pojedziemy dzisiaj na jakąś plaże. Okazało się jednak, że ona ze względu na mnie, zaplanowała potajemnie, że dzisiaj pojedziemy w góry! Ja góry uwielbiam, więc namawiać mnie nie musiała nawet przez sekundę. Większość ludzi odwiedzających Chorwację ogranicza się do nadmorskiego wypoczynku. My zdecydowaliśmy trochę inaczej i odwiedzimy chorwackie góry!

Do zobaczenia na trasie…

Dodaj komentarz