Kowadło – 989 m. n. p. m – KGP#14/28

Kowadło – 989 m. n. p. m – KGP#14/28

Cześć!

Schodząc z Rudawca, tą samą drogą, którą na niego wszedłem, wcale nie kończyłem swojej dzisiejszej wycieczki. Przy leśniczówce gdzie zaparkowałem auto, które dumnie prezentowało się obok ratraka, zielony szlak skręcał w prawo zachęcając do wejścia na Kowadło. Grzechem byłoby nie skorzystać zwłaszcza, że na szczyt da się dojść w niecałą godzinę. Jak ktoś ma dobrą kondycję i może utrzymać przyzwoite tempo, to w godzinę z minutami obróci w tam i z powrotem.

Kowadło, czyli najwyższy szczyt Gór Złotych, to mój półmetek w zdobywaniu Korony Gór Polski. Co ciekawe, Góry Złote oraz Góry Bialskie są jednym pasmem i ani Kowadło ani Rudawiec nie są w rzeczywistości ich najwyższymi szczytami. Należą do Korony Gór Polski bo na nie, w przeciwieństwie do innych, prowadzi oznakowany szlak turystyczny.

Trasa nie jest trudna ani specjalnie emocjonująca. Jest to całkiem normalny spacer wśród drzew z tym, że pod górkę. Na początku marszu doświadczyłem jeszcze całkiem przyjemnego widoku na Bielice, które leżą u stóp Kowadła. Początek drogi, podobnie jak w przypadku Rudawca, sprawił mi lekki dyskomfort ze względu na całkiem spore oblodzenie i nachylenie, ale po wejściu w las, problem lodu zniknął. Po za tym droga jest równa i szeroka a nachylenie nie daje się we znaki.

Po ok. 30 minutach marszu dotarłem do miejsca gdzie szlak zielony łączy się żółtym. Kilkaset merów przed szczytem szlaki się rozbiegają, ale bez znaczenia, który się wybierze bo i tak finalnie spotykają się u celu mojego marszu. Ja pozostałem na zielonym, który ma łagodniejsze nachylenie, przez co jest odrobinę dłuższy i prowadzi trochę na około. Zacząłem powoli odczuwać lekkie zmęczenie. Miałem już dzisiaj kilka kilometrów w nogach a nie aż tak dawno stałem jeszcze na szczycie Rudawca.

W pewnym momencie dotarłem do jedynego miejsca, gdzie można uświadczyć jakiegoś widoku (po za tym na Bielice na samym początku trasy). Tutaj muszę wspomnieć, że idąc dalej… zgubiłem się. Trasa prowadziła przez bardzo gęsto zalesione zbocze, przez co ciężko mi było dostrzec ścieżkę i oznaczenie szlaku, które jak ostatnia sierotka musiałem przeoczyć. Zanim trafiłem na szczyt dobre parę minut pokręciłem się wśród drzew nie mogąc ostatecznie znaleźć właściwego kierunku. Po dłuższej chwili poszedłem już w końcu na azymut i udało się stanąć na szczycie Kowadła.

Na szczycie, postanowiłem sobie chwilę odsapnąć przed powrotem i napić się gorącej herbaty, która zawsze mi towarzyszy w górach. Szczyt prawie w całości jest zalesiony, a gdzie nie gdzie przez drzewa przebiją się nieśmiało okoliczne krajobrazy. Znajdziemy tutaj też sporo skał, na których można sobie całkiem wygodnie przycupnąć i trochę odetchnąć.

Zanim udałem się w drogę powrotną, musiałem oczywiście jeszcze wykonać pamiątkową fotkę na dowód zdobycia szczytu. Na szczęście pieczątka, którą liczyłem tutaj znaleźć, była na swoim miejscu. Nie wiem co jest w nich takiego, ale mają swój urok. No i te skrzyneczki, w których się znajdują 🙂 Jak się możecie domyśleć i ta znalazła się w mojej książeczce.

Po krótkiej przerwie, nastała pora schodzić na dół. Schodząc w dół na pierwszy etap drogi powrotnej wybrałem szlak żółty, żeby trochę urozmaicić wędrówkę i nie schodzić drugi raz tego samego dnia tylko i wyłącznie po swoich śladach.

Ze względu na położenie względem siebie Kowadła i Rudawca zachęcam do odwiedzenia obydwu szczytów w ciągu jednego dnia. Zresztą jest to popularna praktyka.

Postępy i relacje z mojego projektu KGP możecie śledzić tutaj!

Na razie ode mnie to tyle. Hey!

Dodaj komentarz