Cześć!
Tym razem na celownik wziąłem Rudawiec, najwyższy szczyt Gór Bialskich, należący oczywiście do Korony Gór Polski. Inaczej raczej bym tego tutaj nie zamieszczał 🙂 Wycieczkę rozpocząłem z Bielic. Małej miejscowości u podnóży Kowadła. Drugiego szczyty na jaki ostrzyłem sobie dzisiaj ząbki.
Najlepsza opcja na zostawienie samochodu to dwa parkingi na końcu wsioki. Jeden znajduje się obok leśniczówki, a drugi paręset metrów dalej.
Zanim jednak udałem się na parking, zatrzymałem się po drodze przy Chacie Cyborga. Można w niej uzyskać pieczątkę, którą wbiłem do swojej książeczki KGP. Na szczycie Rudawca również znajduje się pieczątka, ale jak z tymi pieczątkami na szczytach bywa, może być zniszczona lub ktoś mógł ją sobie przywłaszczyć. Na prawdę nie wiem komu one przeszkadzają…
Z Bielic na sam szczyt prowadzi zielony szlak, który aż do rozwidlenia przy Czarnym Potoku pokrywa się z niebieskim. Z pod samej leśniczówki aż na Rudawiec jest do przejścia nieco ponad 5 km. Po pokonaniu kilkuset metrów doszedłem do wyżej wspomnianego parkingu. Nawet stały tam dwa samochody. Jego druga część, na którą dostaniemy się przechodząc przez rzekę, jest przeznaczona chyba nawet jako strefa biwakowa. Nie jestem do końca pewien. Znajduje się tam typowa leśna altanka ze stołem i ławką a na mapach znajdziemy w tym miejscu dodatkowo symbol namiotu. Altana jest tutaj jedyną infrastrukturą, a reszta przestrzeni jest równa i porośnięta trawą więc myślę, że spokojnie można tutaj zanocować pod namiotem. Tylko proszę mieć na uwadze, że jak wspominałem, nie jestem co do tego całkowicie pewien, a dziki biwak jest w Polsce prawnie zabroniony. Zwłaszcza na terenie parków i rezerwatów!
Mimo ładnej pogody początek szlaku był oblodzony na tyle, że stawiałem kroki z odrobiną ostrożności. Przez pierwsze 2 km droga jest stosunkowo płaska. Co prawda nabiera się wysokości, ale przewyższenie to niecałe 90 m. Szło mi się wobec tego bardzo lekko i przyjemnie, zwłaszcza, że wzdłuż trasy płynie rzeka (a ja uwielbiam szum wody). Następnie przy Czarnym Potoku szlak skręca w prawo w las i robi się już trochę bardziej stromo. Nie jest to oczywiście wzniesienie nie pokonania dla zwykłego zjadacza chleba, ale można złapać zadyszkę (jak to w górach), zwłaszcza jeśli tak jak ja miało się dłuższy przestój w górskich wędrówkach.
Marsz w górę był odrobinę niekomfortowy ze względu na zalegający na trasie mokry i miejscami dosyć głęboki śnieg. W paru miejscach pojawiało się również konkretne oblodzenie (wolałem delikatnie zboczyć z trasy i minąć taki fragment bokiem). W wielu miejscach na przekrój ścieżki zachodziły też krzewy i gałęzie drzew.
To co najbardziej lubię podczas wycieczek na mniej popularne szczyty (Polska to nie tylko Tatry i Karkonosze 🙂 ) to kompletna cisza i spokój. Wchodząc na Rudawiec nie spotkałem dosłownie nikogo. Dopiero schodząc z powrotem do Bielic napotkałem parę w średnim wieku, która wybrała się na spacer po lesie. Jednak latem, w dni wolne jest tu z pewnością sporo ludzi. Idąc dalej, mniej więcej w połowie drogi, można natknąć się na miejsce znane pod nazwą „Źródło Raj”. Związana jest z nim miejscowa legenda, która mówi, że jeśli niezamężna kobieta, wędrująca po okolicy, napije się z niego wody, to w ciągu roku znajdzie ukochanego i wyjdzie za niego za mąż. Jak to bywa z legendami, nie wiadomo czy to prawda. Nie jestem niezamężną panną, więc nie mogę potwierdzić. Dam znać za rok 🙂
Wchodząc wyżej, szlak skręcił o 90 stopni w prawo i wtedy poruszałem się już wzdłuż granicy z naszymi południowymi sąsiadami. Jak można było się spodziewać trasa zaczęła się pokrywać z trasami dla biegaczy narciarskich. Chwilę po wejściu na linię graniczną dotarłem do Iwinki. Szczytu, na który trafimy mimochodem, z którego zbocza rozciąga się panorama na Góry Bialskie.
Po około 2 godzinach spokojnego marszu dotarłem na szczyt. Na szczycie wraz z tabliczką informującą nas, że osiągnęliśmy już swój cel, znajdziemy jeszcze oczywiście pieczątkę (ta na szczęście była w nienaruszonym stanie). Nie omieszkałem zostawić jej odcisku w książeczce. Jeśli ktoś ma ochotę, na szczycie można pójść jeszcze jakieś 100 metrów dalej. Znajduje się tam punkt widokowy, z którego można dostrzec chociażby Śnieżnik. Jest to dobra opcja bo sam Rudawiec jest zalesiony i nie oferuje widoków.
Z racji bliskiego sąsiedztwa Rudawca z Kowadłem, kolejnego szczytu należącego do KGP, postanowiłem je zdobyć za jednym „zamachem”. O Kowadle przeczytacie w innym wpisie. Ja tym czasem zacząłem wracać po własnych śladach do Bielic.
Postępy i relacje z mojego projektu KGP możecie śledzić tutaj!
Na razie ode mnie to tyle. Hey!