Cześć!
Nadeszły Święta Bożego Narodzenia, w pracy długie wolne. Kolacja wigilijna zjedzona, prezenty odpakowane i nastają dni laby. Leżeć i się byczyć? Nic bardziej mylnego 🙂 Z racji, że zamieszkuję rejon Pogórza Kaczawskiego i oficjalnie kompletuję KGP, do wielu szczytów mam dosłowny rzut beretem. Przy okazji brat kupił nie dawno nowy aparat, który chciał przetestować, więc postanowiliśmy się ruszyć i spalić troszkę świątecznych kalorii. Na cel obraliśmy Skopiec! Najwyższy szczyt Gór Kaczawskich.
Jakaś kanapka do plecaka w razie jakby zaburczało w żołądku, wsiadamy w mojego niezniszczalnego Kangurka i jedziemy w kierunku Wojcieszowa. Przy okazji nadmienię, że jest to miasteczko znane z kopalni wapienia. Nic więc dziwnego, że auto zostawiliśmy na ul. Robotniczej, która de facto prowadziła nigdzie indziej jak do pobliskich kamieniołomów.
Stąd żółtym szlakiem udaliśmy się w stronę Przełęczy Komarnickiej. Trasa do samego szczytu prowadzi drogą leśną, którą latem bez większego problemu, na odcinku do samej przełęczy, można pokonać samochodem. Nie o to jednak chodzi.
Średnio dopisała nam pogoda. Co prawda obyło się bez opadów i było bezwietrznie, niestety mgła nie odpuszczała a temperatura była na delikatnym plusie przez co robiła się wszędobylska „ciapa”, której im wyżej, tym na szczęście mniej.
Nim dotarliśmy do Przełęczy Komarnickiej, drogę przeciął nam zbiegający ze zbocza dzik. Jednak zanim ktoś z nas dobył aparatu, mieszkańca lasu już nie było. Potem trafiliśmy jeszcze na dwie sarenki, ale dzik jakiś taki ciekawszy 🙂
Przy przełęczy, musimy odbić na szlak niebieski, który prowadzi już do samego szczytu. Do przejścia jest krótki dystans, który nam zajął ok 10 min. Dochodząc do celu trzeba być tutaj troszeczkę czujnym. Jak ktoś się zagapi lub zamyśli, to mimo tabliczki wskazującej dojście na szczyt, może go przegapić. Idąc szlakiem trzeba odbić w lewo i wejść parę metrów w las, a po trzech, czterech krokach naszym oczom ukarze się tablica informująca nas o dotarciu na miejsce. Jest na niej zamontowana również skrzynka, trochę podobna do pocztowej. Znajdziemy w niej pieczątkę KGP i różne drobiazgi zostawiane przez innych turystów. My zastaliśmy tam kompletnie mokrą mapę Karkonoszy, podpaskę, dwa tampony i niedziałający długopis (zostawiłem swój, piszący 😛 ).
Po zrobieniu pamiątkowych fotek, ze względu na późną już, jak na zimę godzinę, wróciliśmy tą samą drogą do samochodu, oddając się rozmowie na tematy różne 🙂
Skopiec nie jest pod żadnym kątem specjalnie wymagającym szczytem. Świetnie nadaje się dla biegaczy, czy też na niedzielny spacer, do którego gorąco zachęcam.
Postępy i relacje z mojego projektu KGP możecie śledzić tutaj!
Na razie ode mnie to tyle. Hey!